Nie przemawiają do mnie również WIELKIE myśli Carroll'a.
- Możesz mi opisać swoje wrażenia?Jedyny ciekawy fragment to rzeź w zoo.
- Pewnie tak, ale nic byś nie zrozumiała. Nie, że jesteś głupia, ale żeby wyraźnie ujrzeć życie, naprzód musi ono dobiec końca. Nie wolno ci się spodziewać żadnych korzyści, musisz porzucić nadzieje i ukryte pragnienia... Mówić, czego się nauczyłam, to jakby tłumaczyć ci coś, podczas gdy ty doznajesz orgazmu.
- Babciu!
- To prawda, serdeńko. Tym różni się spokojna jasność, która przychodzi po miłosnym akcie, od tego, co przeżywa się w trakcie.
Isabelle uśmiechnęła się łobuzersko
- Myślałam, że życie to kabaret. A ty mi mówisz, że to jeden wielki orgazm?*
"Białe jabłka" to nie książka magiczna, a krzywe lustro "niby-rzeczywistości".
Tchórzostwo (Isabelle), kobieciarstwo (Vincent) i chorobliwa zazdrość (Bruno) wydają się być jedynymi cechami papierowych bohaterów.
Poszukując książki ciekawej zwracam szczególną uwagę na styl pisania i nazwy własne. Intrygujące imiona są równoznaczne z interesującą wyobraźnią pisarza. Tutaj tego nie widzę.
W parę minut Isabelle stanęła koło babki i spojrzała przez okno na psa.
- Jak on się wabi? Ma jakieś imię?
- Hietzl. - Nazwa brzmiała trochę jak "hycel".
Imię było tak idiotyczne, że mimo woli Isabelle parsknęła śmiechem.**
Autor - klasyk? Nie dla mnie. Przypomina on trochę Musso. Choć według mnie Guillaume bije go na głowę. A szkoda!
* Jonathan Carroll "Białe jabłka", Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2002, s. 229-230
** Tamże, s. 241
* Jonathan Carroll "Białe jabłka", Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2002, s. 229-230
** Tamże, s. 241